Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, czyste kredyty
„złotówkowe” z WIBOREM jako wskaźnikiem rynkowym stopy procentowej są w mediach
przeciwstawiane kredytom złotówkowym „indeksowanym” z LIBOREM. Pozycja prawna kredytobiorców
„złotówkowych” jest przy tym przeciwstawiana pozycji kredytobiorców
„indeksowanych” ze wskazaniem, że ci pierwsi per saldo „mają gorzej”. Z tego
wyprowadzany jest nieraz wniosek, że ci drudzy – skoro „mają lepiej” - nie
powinni domagać się ustalenia, że „indeksacja” z tych czy innych względów jest
nieuczciwa.
Dlaczego jedni „mają gorzej”? Czy nie dlatego, że WIBOR był
(a może nadal jest) ustalany w oderwaniu od realiów rynkowych?
Na pytanie to brak odpowiedzi w mediach, co może nie powinno
dziwić. Ale prób porównania sytuacji kredytobiorcy „złotówkowego” i
„indeksowanego” dokonują też sądy (np. wyr. SO w Krakowie - I C 988/13: http://law24.pl/wp-content/uploads/2015/11/20151125162936275.pdf, wyr. SO
w Warszawie - II C 302/14: http://orzeczenia.warszawa.so.gov.pl/content/$N/154505000000603_II_C_000302_2014_Uz_2015-02-17_001);
niestety próby te ograniczają się do ogólnych sugestii o sprzeczności
kwestionowania kredytów „indeksowanych” z dobrymi obyczajami właśnie ze względu
na interes kredytobiorców „złotówkowych”, którzy indeksacji kwestionować nie
mogą, a płacić muszą jeszcze więcej. Wydaje się, że próby dogmatycznego
pogłębienia tego rodzaju argumentacji muszą spełznąć na niczym, a to z dwóch
względów.
Po pierwsze, fundamentem prawa umów, jako części prawa
cywilnego, jest ważenie interesów dwóch
stron umowy. Interesy te mogą, czy nawet powinny być, przeciwstawne
(akurat w przypadku umów bankowych ten klasyczny paradygmat jest przełamywany
na rzecz uwzględniania przez bank interesu klienta). Ocena stosunku cywilnego
sprowadza się do oceny interesów stron umowy. Możliwość kreowania stosunku
cywilnego może być oczywiście przez ustawodawcę ograniczona z uwagi np. na
ochronę interesów osób trzecich (np. reglamentacja administracyjna działalności
bankowej służy ochronie m.in. interesów deponentów jako osób trzecich w
stosunku do stron umowy kredytowej). Ale w ramach kompetencji zakreślonych
ustawą strony umowy regulują swoje interesy (ewentualnie – wskazanych osób
trzecich).
Nie można jednak interesów stron korzystających przy
zawieraniu umowy ze swobody umów przeciwstawiać interesowi osób trzecich. Nie
taka jest rola swobody umów i nie taka jest rola prawa umów. Autonomia stron
wyrażana przez swobodę umów jest wprawdzie ograniczana przez dobre obyczaje, ale
dobre obyczaje widziane przez pryzmat interesów jednej ze stron umowy. Jeżeli
natomiast za pomocą dobrych obyczajów zaczniemy ograniczać swobodę umów przez wskazywanie
na interesy grup, do których nie należy żadna ze stron umowy, to zastosujemy
narzędzie prawa administracyjnego do oceny stosunków prawa cywilnego. Narzędzia
hydraulika nie nadają się do naprawy drzwi. To inna dziedzina aktywności
człowieka. Przecież niedostateczna ochrona prawna ofiar wypadków budowlanych
nie może być argumentem za analogicznym ograniczeniem uprawnień ofiar wypadków
drogowych.
Po drugie, sugerowanie że drudzy „mają lepiej” to
sankcjonowanie tzw. „argumentu cenowego”,
który jest od dawna rozpoznanym, niedopuszczalnym argumentem w prawie umów
konsumenckich, a który polega na wskazaniu, że gdyby nie klauzula abuzywna, to
koszty ponoszone przez konsumenta byłyby wyższe (zob. np. wyr. SA w Łodzi w
sprawie grupy klientów mBank I ACa 1209/13). Po ponad 20 latach obowiązywania
dyrektywy 93/13/WE, szczególnie jej art. 6 i 7, powinno być oczywiste, że
przedsiębiorca powinien w konkurować na rynku w sposób zgodny z prawem
obniżając koszty swojej działalności i przez to oferując konsumentom dobra na
konkurencyjnych finansowo warunkach.
Ocena umowy przez pryzmat dobrych obyczajów rozumianych jako
wyważanie interesów wszystkich grup klientów przedsiębiorcy jest oczywiście nie
do pogodzenia z celami przyświecającymi wspomnianej dyrektywie, implementowanej
do polskiego systemu prawa m.in. w art. 3851 – 3853 k.c. Jednoczesne
funkcjonowanie kilku grup klientów, których umowy lub interesy są w pewnym
zakresie przeciwstawne pozwalałoby przedsiębiorcy neutralizować przepisy mające
przeciwdziałać nadużyciom w umowach konsumenckich. Tak więc, przy prawidłowej
wykładni wskazanych norm zarówno klauzule odsyłające do przyszłych tabel
kredytodawcy, jak i klauzule odsyłające do przyszłych notowań nierynkowego
wskaźnika, powinny być uznane za bezskuteczne na podstawie art. 3851
k.c., niezależnie od możliwego wpływu bezskuteczności klauzuli na byt (konsens)
całej umowy.
Tymczasem projekt ustawy "odfrankowującej" zmierza właśnie w kierunku większego lub mniejszego zrównania kredytobiorców tzw. złotówkowych i frankowych. Jak to ocenić?
OdpowiedzUsuń